|
|
|
|
|
|
|
|
A było to tak. Któregoś pięknego lata pojechaliśmy z grupą przyjaciół w Bieszczady. Czas spędzaliśmy na wędrówkach po górach, noclegach w stodołach i bazach studenckich, oraz degustowaniu miejscowych wyrobów spirytusowych popularnie bimbrem, lub księżycówką zwanych. Wyroby te, zwłaszcza w wykonaniu miejscowych wypalaczy węgla drzewnego charakteryzowały się dużą mocą. Np. tak zwana "Herbatka Góralska" - bieszczadzki przepis: "Do litrowej butelki samogonu wsyp paczkę (100 g) herbaty "ULUNG", zamieszaj i odstaw "do przegryzienia" na 24h, jak płyn zmieni kolor na podobny do smoły jest gotowy do spożycia" - zachwiała moim technicznym umysłem, który był uczony, że spirytus nigdy nie może osiągnąć 100%, "herbatka" według mnie miała co najmniej 150%.
Po jednej z takich "degustacji" kolega postanowił udać się na samotne nocne zdobywanie Halicza.
Gdy nie wrócił do popołudnia dnia następnego rozpoczęliśmy akcję poszukiwawczą jednocześnie informując o zaginięciu WOP (Wojska Ochrony Pogranicza). Rankiem po bezskutecznym nocnym sprawdzeniu wszystkich znanych nam dróg i ścieżek do bazy studenckiej zajechał GAZ z wopistami i informacją, że poprzedniej nocy konnica pograniczników radzieckich złapała na Haliczu "шпионa" (szpiega), który w nocy spał bez dokumentów pod drzewem trzymając w ręku NIEMIECKĄ LORNETKĘ WOJSKOWĄ. Po opisie poznaliśmy naszego kolegę!!!
Próby natychmiastowego ściągnięcia go do kraju spełzły na niczym, gdyż jako "wróg socjalizmu" został przetransportowany do Kijowa.
Działania dyplomatyczne trwały dwa miesiące, po których to pojechałem wraz z delegacją, dokumentami kolegi i "żelaznymi listami" do Moskwy skąd mieliśmy go eskortować do domu.
Pobyt w stolicy ówczesnego ZSRR był mało turystyczny, gdyż z powody radości z wyciągnięcia przyjaciela из тюрьмы (no więzienie, to może trochę na wyrost - przebywał w hotelu w areszcie domowym), jak to mówią słowa piosenki zaspołu Łzy: "Było ciepłe lato, choć czasem padało, dużo ....... się piło i mało się spało"
Z pobytu zapamiętałem tylko jedno, że takich "służb" jak ZSRR nie miał i nie ma chyba żaden kraj.
Mając glejt w ręce poszliśmy na nocny (znowu noc) wypad na miasto. Szybko się zorientowaliśmy, że mamy trzech "aniołów stróży". Postanowiliśmy ich zgubić wskakując w ostatnim momencie do wagonu metra. Jakież było nasze zdziwienie, gdy cała trójka czekała już na nas na następnej stacji. Grzecznie, ale stanowczo zaprosili nas do Wołgi (taki radziecki samochód wyższej klasy) i podróż do hotelu mieliśmy w komfortowych warunkach.
Lekka reprymenda "opiekuna hotelowego", krótka noc, dworzec, pociąg, zmiana podwozia na granicy (z rosyjskiego rozstawu kół na europejski) i do domu
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|